Dawno mnie nie było. Rozbiegała mnie codzienność, zajęła drobnostkami, obowiązkami. Zaprzęgła do życia, żeby ciągnąć do przodu ten powóz. Pośpiesznie, nieuważnie, byle dalej, byle do nocy i kolejnego dnia...
Zatrzymał mnie tekst, który przeczytałam u Josepha Murphy'ego i poczułam potrzebę, żeby się nim podzielić:)
Cóż za bzdura wierutna! Aby spełnić pragnienia wystarczy nad sobą popracować, wyewoluować. Jeno cierpliwości i wytrwałości trza, a obędzie się i bez pogrzebu... ;)
OdpowiedzUsuńDzięki Piotrze za komentarz :):)
OdpowiedzUsuńAle czy to nie o tym? Pewne części, które przeszkadzają, trzeba pogrzebać, zamienić w proch, żeby zrobić miejsce nowemu. Złe nawyki, chora podświadomość, nie przyciągną dobrego. Jeżeli pozostaną żywe, będą więzić i przeszkadzać. Zaproszą do starego tańca, do starej rzeczywistości.
Można zmienić pracę, partnera, dom, można przenieść się na inny kontynent uciekając od siebie. I niezależnie od tego, jak daleko uciekniemy i ile rzeczy zmienimy, wszystko co było w naszym życiu chore i złe, i tak nas dopadnie. Także w życiu o nowym kształcie...Żeby naprawdę zmienić swoje życie, trzeba zmienić myśli i duszę. A wtedy życie, nawet stare i biedne, odmłodnieje i wypięknieje. Tak oto rozumiem ten tekst. W tym sensie pogrzeb jest potrzebny :)
Pozdrawiam cieplutko i milutko :)