piątek, 31 maja 2013

Ile wiemy? Ile tak naprawdę widzimy?

Podobno rzeczywistość, która do nas dociera jest tak maleńka i wąską, że wygląda jak niebo czy ocean, oglądany przez słomkę...
Czy to nie smutne, że tak mało wiemy i widzimy o rzeczywistości, która nas otacza...



Ale jeśli przyjmiemy perspektywę mojego ulubionego noblisty - Einsteina - odkryjemy, że świat, choć tak skomplikowany - jest dziecinnie prosty...Bo wystarczy jedynie zmienić punkt patrzenia :)



CIESZĄC SIĘ TYM CO DZISIAJ, NIE ZAMYKAJMY SIĘ W STWORZONEJ RZECZYWISTOŚCI, bo każde nasze spotkanie, każde doświadczenie i każde cierpienie ma sens


poniedziałek, 27 maja 2013

Nie-logika miłości

Powrócę jeszcze do tekstu Arnolda Mindella:

...Związki wydarzają się jakby za sprawą magii...

Skoro związki wydarzają się za sprawą magii, to ile mamy przestrzeni dla wyboru?
Pamiętacie?



Zadam pytanie inaczej: Czy znacie człowieka, którego przestrzeń jest tak wielka i silna, żeby przeciwstawić się magii??? Czy to jeszcze ludzkie jest, czy już święte???

Czy zatem, kiedy na drodze Twojej staje człowiek, który otwiera się na na uczucie i na którego Ty jesteś otwarty - to czy istnieje siła, żeby temu spotkaniu przeszkodzić?
Czy istnieje logika, zasady, moralność i przestrzeń, która powstrzyma magię tego przyciągania? Skoro...

Twoja przeszłość i przyszłość również zawarta jest w tej atmosferze...

niedziela, 26 maja 2013

Logika miłości

Od dłuższego czasu bezowocnie próbuję zgłębiać temat miłości. Szukam jej istoty, jej natury i jej źródła, błądząc po doświadczeniach swoich i bliskich. Buszując po książkach, poradnikach, przewodnikach. Szukam jej w literaturze, poezji, muzyce...
Dużo jest o miłości... Jakby wszystkie ważne zdarzenia były na jej temat. Bo rodzimy się z uczucia. Nawet jeśli naszemu poczęciu nie towarzyszy wielka miłość, to rodzimy się ze spotkania dwóch osób, dwóch losów, dwóch dusz...I to spotkanie dwóch światów, mocą którego tworzy się nasze ciało, niesiemy później przez życie, jako dar, a czasem jako nasze przekleństwo...

Chciałam w tych poszukiwaniach podzielić się pięknym tekstem Arnolda Mindella:


...Związki wydarzają się jakby za sprawą magii. W związku możesz poruszać się z miejsca, w którym jesteś, do miejsca, w którym znajduje się druga osoba, bez przekraczania oddzielającej Was przestrzeni. Co więcej, Twoja przeszłość i przyszłość również zawarta jest w tej atmosferze...

poniedziałek, 20 maja 2013

Uwięzieni w przedmiotach

"Jeżeli za­bałaga­nione biur­ko jest oz­naką za­bałaga­nione­go umysłu, oz­naką cze­go jest
pus­te biurko?" A. Einstein

Ten post w całym moim bałaganie, dedykuję wszystkim tym, których przedmioty zatrzymały w swojej rzeczywistości...I tym, którzy choć uwolnieni od rzeczy, ciągną za sobą ciężar splątania, że rzecz nie po to jest, by nam służyć, ale do układania i do podobania...
Żyjemy w dziwnych czasach...Gdzie jedzenia i przedmiotów jest znacznie więcej, niż potrzebujemy. Zawładnęliśmy ziemią do granic absurdu i ugrzęźliśmy w potrzebach posiadania.
Kiedyś było łatwiej...Trzeba było walczyć o to, żeby mieć, bo mieć oznaczało żyć. Teraz żeby żyć, trzeba uwolnić się od tego, żeby mieć, bo mamy za dużo...
Jesteśmy przebodźcowani nadmiarem: przedmiotów i wiedzy do tego stopnia, że to co naturalne i zwyczajne, staje się zbytkowe...Musimy więc wybielać odbyt, bo taki jak dał bóg jest passe...


...Ale musimy też ucinać sobie wargi sromowe i piersi, bo to co przynosi życie, jest chore...
Mamy chore geny i chorą głowę!
Kupujemy, wciąż więcej i nowe, żeby zaspokoić modę. Ubieramy się w nią i otaczamy nią naszą rzeczywistość. I pędzimy do pracy, po więcej pieniędzy, żeby w nędzy zależności od rzeczy można było je składać i układać, a potem wyrzucać, żeby zrobić miejsce potrzebom...A te w tym pędzie po lepiej i więcej odłożone na potem, zamiecione pod dywan, i tak pozostają - wciąż niezaspokojone. Bo ani nowy lepszy model samochodu, domu, mężczyzny, ani wybielony odbyt i chude ciało nie pomogą nam zaspokoić głodu, jaki rodzi niedopuszczona do życia potrzeba...

A kiedy pędzisz do pracy po więcej pieniędzy, żeby kupić więcej i więcej potem wyrzucić, nie masz szans usłyszeć siebie. I nie dotrzesz do potrzeb. A potrzeby mają swoją własną energię i choć zapychane nowymi rzeczami, które potem starannie będziemy układać, i tak dojdą do głosu, i zaznaczą swoją obecność. Przywoła je do nas lęk, zagubienie, depresja, pobudliwość czy wreszcie choroba. Bo potrzeby muszą się ujawnić. Im mocniej zagłuszane, bardziej zapomniane, tym mocniej i bardziej przyjdą do Ciebie, żebyś o nich pamiętał. Przyniosą Ci sygnały z ciała, przyjdą w symptomach, i wołać będą boleśnie, żebyś usłyszał...


Na nieszczęście współczesna medycyna ma na prawie każdy sygnał z ciała tabletkę. Tym mocniejszą, im wyraźniejszy sygnał. I w lęku przed usłyszeniem siebie, zażywamy...Od tabletek na ból głowy po wlewy cyklostatyków. Wstrzykujemy sobie kwasy i obcinamy to co wystaje lub doszywamy to, czego za mało...Wybieramy ból ciała i walkę z nim, tylko po to, żeby zagłuszyć psychiczny ból istnienia potrzeby...
A przecież, jak mówi cytowany wyżej noblista:
..."najważniejszych problemów nie da się rozwiązać na tym samym poziomie myślenia, na którym je stworzyliśmy"...

piątek, 17 maja 2013

Poza samotność

"...samotność to taka straszna trwoga..."

Dziś będzie o samotności, która doskwiera najmocniej, gdy przyjdzie koniec miłości...Bo miłość rodzi się w nas z ludzkiej potrzeby przynależności. To takie ludzkie: kochać, żeby się bać (straty). I kochać, żeby się nie bać (samotności).

Chcemy przynależeć do kogoś, żeby nie czuć, że jesteśmy sami na świecie.



Na jaki temat jest nasza samotność? Myślę, że głównym jej tematem jest miłość...
Skąd pochodzi miłość?
A może Miłość, tak jak człowiek, funkcjonuje na 4 poziomach (?):
na poziomie ciała, serca, umysłu i ducha.

Miłość na poziomie ciała
> To miłość, która pożąda i pragnie. Pochodzi od instynktów, popędów. Ma swój własny plan i własną logikę. Lubi rządzić, trudno ją okiełznać. Ta miłość jest jak stosunek: do czegoś, od czegoś i dla. Jest spontaniczna i szybka. Pojawia się i znika. Trwa trzy: dni, tygodnie, maksymalnie trzy lata. Ta miłość nigdy nie należy do jednego obiektu (bo czy prawdą jest, że w całym życiu pożądaliśmy tylko raz?)

Miłość na poziomie serca
> To miłość, która kocha dla samego kochania. Pochodzi z uczucia. Ta miłość ma wielkie potrzeby i równie wielkie oczekiwania. Nie znosi nieobecności. Dla tej miłości obiekt jest sensem. Może być szybka i może być aż po "grób" - w zależności od znaczenia, jakie serce nadaje kochaniu. To jest miłość lękająca się... Najmocniej rozstania, bo to miłość zależna od... A obiekt, choć najwspanialszy, nigdy nie przetrwa wieczności...Dlatego tę miłość tak łatwo stracić. Mogą to być niezaspokojone oczekiwania i rozczarowanie, co zawsze = rozstanie. To może być zdrada, bo obiekt - jak każdy - podlega prawom rządzącym ciałem (miłość cielesna). Wreszcie miłość tę może przeciąć choroba i śmierć...

Miłość na poziomie umysłu
> To miłość projekcyjna. Pochodzi z głowy. To miłość, która lubi Ciebie. I w tym sensie, to dobra miłość, bo jeśli chce się kogoś kochać, warto najpierw pokochać siebie. Ta miłość mówi: Kocham Cię, bo jesteś taki jak. Jesteśmy tacy podobni... Skoro jesteśmy tacy podobni i spotkaliśmy się w tym tłumie ludzi, to jeśli tylko razem wytrwamy, nie będziemy już więcej samotni... Miłość "na głowę" wymaga cierpliwości i wytrwania. To w jakimś znaczeniu miłość dojrzała, która pochodzi z wyboru... Wybieram Ciebie, bo jesteś najlepszą miłością dla mnie!

Miłość na poziomie ducha
> To miłość, która od niczego nie zależy, wszystkiemu wierzy i we wszystkim pokłada nadzieję. Pochodzi od boga. Ta miłość nie boi się samotności i nie szuka obiektu...TA MIŁOŚĆ JEST W TOBIE, na poziomie ciała, serca i umysłu. TA MIŁOŚĆ OD NICZEGO NIE ZALEŻY, bo pojawiłeś się na świecie nie po to, żeby czemuś/komuś służyć...W miłości, w samotności, w wdzięczności za...

Rodzimy się sami i umieramy samotnie....Kochamy także sami, w sposób, który jest tylko nam właściwy...



środa, 8 maja 2013

Wolność

Było o miłości, która jest tajemnicza i ma przeróżne oblicza. I przychodzi do nas i w obecności, i w samotności. Było o byciu z kimś, i o niebyciu...Było o pustości... Było o uzależnieniu, o hajowaniu, o pogoni za czymś, żeby wyprzedzić pustkę. Żeby przed nią zdążyć... A pustka, choć czasem nas nie wyprzedza, zawsze dogania... Dopada nas właśnie tam, gdzie uciekliśmy, żeby się przed nią schronić!




Było też o zdradzie, która zawsze jest z jakiegoś niezaspokojonego pragnienia miłości. Która jest dla miłości i tak bardzo przeciw miłości. Bo zdrada jest miłością w ucieczce, w pogoni za czymś, w lęku. Zdrada jest zawsze w ukryciu, jest miłością w kłamstwie. A tak nie sposób stworzyć prawdziwego uczucia!

Dlatego dziś będzie o wolności. Także o wolności od miłości zależnej od obiektu. Będzie o miłości wolnej - tej pochodzącej od Ciebie, z Twojego wnętrza. Będzie o miłości, która jest prosto z serca, prosto z wewnętrznego dziecka, prosto od i do ludzi. Prosto od i do świata. Prosto od boga i do boga.


Tylko miłość pochodząca od nas, od naszego wnętrza, kieruje nas, ale nami nie steruje.


To poważna różnica, być kierowanym do miłości, a być do miłości sterowanym.
Sternikami miłości mogą być przeróżne tematy. Ja znam lęki:
> przed wyrażeniem uczucia,
> przed dopuszczeniem kochania,
> przed obawą, czy na pewno zasługuję na miłość,
> przed porzuceniem...
I jest jeszcze lęk najpoważniejszy: że ten, którego kocham odejdzie na zawsze, odejdzie do śmierci.

Ale dziś wiem, że lęk nie jest godnym przeciwnikiem dla wolności, bo prawdziwym przeciwnikiem dla niej jest życie. Lęk zamyka nas na życie i na wolność, odcina.


Pamiętacie?: "Nie lękajcie się. Proście, a będzie Wam dane"