piątek, 17 maja 2013

Poza samotność

"...samotność to taka straszna trwoga..."

Dziś będzie o samotności, która doskwiera najmocniej, gdy przyjdzie koniec miłości...Bo miłość rodzi się w nas z ludzkiej potrzeby przynależności. To takie ludzkie: kochać, żeby się bać (straty). I kochać, żeby się nie bać (samotności).

Chcemy przynależeć do kogoś, żeby nie czuć, że jesteśmy sami na świecie.



Na jaki temat jest nasza samotność? Myślę, że głównym jej tematem jest miłość...
Skąd pochodzi miłość?
A może Miłość, tak jak człowiek, funkcjonuje na 4 poziomach (?):
na poziomie ciała, serca, umysłu i ducha.

Miłość na poziomie ciała
> To miłość, która pożąda i pragnie. Pochodzi od instynktów, popędów. Ma swój własny plan i własną logikę. Lubi rządzić, trudno ją okiełznać. Ta miłość jest jak stosunek: do czegoś, od czegoś i dla. Jest spontaniczna i szybka. Pojawia się i znika. Trwa trzy: dni, tygodnie, maksymalnie trzy lata. Ta miłość nigdy nie należy do jednego obiektu (bo czy prawdą jest, że w całym życiu pożądaliśmy tylko raz?)

Miłość na poziomie serca
> To miłość, która kocha dla samego kochania. Pochodzi z uczucia. Ta miłość ma wielkie potrzeby i równie wielkie oczekiwania. Nie znosi nieobecności. Dla tej miłości obiekt jest sensem. Może być szybka i może być aż po "grób" - w zależności od znaczenia, jakie serce nadaje kochaniu. To jest miłość lękająca się... Najmocniej rozstania, bo to miłość zależna od... A obiekt, choć najwspanialszy, nigdy nie przetrwa wieczności...Dlatego tę miłość tak łatwo stracić. Mogą to być niezaspokojone oczekiwania i rozczarowanie, co zawsze = rozstanie. To może być zdrada, bo obiekt - jak każdy - podlega prawom rządzącym ciałem (miłość cielesna). Wreszcie miłość tę może przeciąć choroba i śmierć...

Miłość na poziomie umysłu
> To miłość projekcyjna. Pochodzi z głowy. To miłość, która lubi Ciebie. I w tym sensie, to dobra miłość, bo jeśli chce się kogoś kochać, warto najpierw pokochać siebie. Ta miłość mówi: Kocham Cię, bo jesteś taki jak. Jesteśmy tacy podobni... Skoro jesteśmy tacy podobni i spotkaliśmy się w tym tłumie ludzi, to jeśli tylko razem wytrwamy, nie będziemy już więcej samotni... Miłość "na głowę" wymaga cierpliwości i wytrwania. To w jakimś znaczeniu miłość dojrzała, która pochodzi z wyboru... Wybieram Ciebie, bo jesteś najlepszą miłością dla mnie!

Miłość na poziomie ducha
> To miłość, która od niczego nie zależy, wszystkiemu wierzy i we wszystkim pokłada nadzieję. Pochodzi od boga. Ta miłość nie boi się samotności i nie szuka obiektu...TA MIŁOŚĆ JEST W TOBIE, na poziomie ciała, serca i umysłu. TA MIŁOŚĆ OD NICZEGO NIE ZALEŻY, bo pojawiłeś się na świecie nie po to, żeby czemuś/komuś służyć...W miłości, w samotności, w wdzięczności za...

Rodzimy się sami i umieramy samotnie....Kochamy także sami, w sposób, który jest tylko nam właściwy...



6 komentarzy:

  1. Aż mnie palce swędzą, żeby napisać komentarz, taki sążnisty, dłuższy niż ten wpis na blogu, ale... \odczekam parę dni jeszcze. Tak będzie lepiej dla mnie i... dla Twojego bloga ;) Olu, tak szczerze - kiedy ostatnio się rozstałaś z kimś, na kim Ci nie zależało i dopiero po fakcie odkryłaś, że to jednak... nie tak do końca było??? Piękny i bardzo głęboki, pełen przemyśleń tekst, jeno wszystko to g... warte w konfrontacji z emocjami zaraz "po". ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten wpis był dla Ciebie...Do Twoich emocji...One są jak chwile=motyle...Piękne, zwiewne, intensywne...I ulotne, żyją mocno, ale krótko...
    Ból trzeba przeżyć, nikt nie mówił, że tu można być bez bólu i kochać bez rozstania... Nie ma na tym świecie takiej miłości do kogoś, której nie trzeba było by pożegnać. Wszystko przemija...Emocje opadają, cichną. I tu nie ma znaczenia, czy to kończy się związek czy nie...
    Ale kiedy było intensywnie, zawsze pozostaje tęsknota, czasem silniejsza niż życie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zadaniem miłości fizycznej jest przedłużyć gatunek i relaksować. Zadaniem miłości serca jest czynić jestestwo bogatszym. Zadaniem miłości umysłu jest zasilać zrozumienie i szacunek. Zadaniem miłości ducha jest dawać nadzieję, że śmierć nie odbiera niczego poza ciałem. Wszystkie te miłości razem wzięte tworzą stan świadomości obcy nawet bogu, przynajmniej temu, którego znam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiem słowami ponoć jednego z największych umysłów naszych czasów - Alberta Einsteina:
    "Nie umiem wyob­ra­zić so­bie Bo­ga nag­radzające­go i karzące­go tych, których stworzył, a które­go ce­le są wzo­rowa­ne na naszych włas­nych - krótko mówiąc, Bo­ga, który jest je­dynie od­bi­ciem ludzkich słabości. Ani też nie wierzę w przeżycie przez jed­nos­tkę śmier­ci jej ciała, cho­ciaż słabe dusze żywią ta­kie myśli z po­wodu strachu lub ab­surdal­ne­go egotyzmu"

    OdpowiedzUsuń
  5. PS. Nie rozumiem teorii względności ani miłości ani tego świata. Umiem go tylko, w zależności od formy, lepiej lub gorzej doświadczać, ale tak jak Einstein chciałabym poznać myśli boga..."reszta to szczegóły"... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A skąd przekonanie, że Bóg (kim, lub czymkolwiek jest) myśli? Może on tylko czuje..? Od wieków całych wiadomo (sam tego niedawno doświadczyłem), że myślenie i logika w zestawieniu z emocjami klęskę sromotną ponoszą. Z drugiej strony - czy taki logiczny, poukładany, pełen przemyśleń świat - nie byłby nudny? Po każdym wzlocie i upadku (tak! dochodzę do formy ;) ) zadaję sobie to pytanie i jak do tej pory - odpowiedź zawsze brzmi jednako - byłby nie_do_zniesienia! Więc... znów samotny czekam niecierpliwie co przyniosą kolejne dni...

    OdpowiedzUsuń