wtorek, 11 czerwca 2013

To, co było między nami, umarło...

"To co było między nami, umarło. Ja też jestem martwy..."

Takie zdanie z filmu tuła mi się po głowie... Kiedy kończy się haj, kiedy kończy się głupota, nastaje martwota i pustota...Przychodzi rzeczywistość trzeźwa nie do zniesienia...Kiedy nie ma uniesienia i zachwytów, kiedy emocje opadną i zakurzą codzienność, trzeba wyjść do siebie i prosto w oczy zajrzeć temu, co dla nas przygotował los...

A los nie zawsze nas obdarza tak, jakbyśmy tego chcieli. Czasem daje więcej: smutku/radości, biedy/pieniędzy, samotności/miłości. Więcej niż możemy przyjąć. I kiedy nie przyjmujemy, to pędzimy za hajem/rajem, bez trzymanki, na oślep, byle przed siebie i byle do przodu...

A kiedy dopada nas chwila trzeźwości, to stajemy nadzy, w wielkości albo małości. Nadzy i bezbronni wobec tego, co życie przyniosło. I z tej bezradności, z tej bezwstydnej nagości przychodzi siła, żeby sięgnąć po miłość i ukochać życie.

Tak zwyczajnie ukochać życie, takie jakie jest. Bez tęsknych wycieczek do przeszłości i westchnień do lepszej przyszłości. Ale żeby ukochać życie i życie mieć, trzeba życia dla siebie naprawdę chcieć!



Nie zawsze mamy to, czego chcemy i to, na co naszym zdaniem zasłużyliśmy. Może lepiej było by mieć inną pracę, innego partnera, więcej czasu i więcej pieniędzy? Może lepiej by nam się żyło w innym ciele? Gdybyśmy byli piękniejsi, szczuplejsi. Gdyby nos był mniejszy a włosy bardziej gęste...Albo gdybyśmy w ogóle mieli włosy!
Gdyby tylko było inaczej niż jest!!! Może bardziej by nam się chciało chcieć?!

Dziś już wiem, że cokolwiek nie dostaniemy, zawsze to będzie za mało albo za dużo. I zawsze wystarczająco na tyle, żeby nas od naszego życia wystraszyć!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz