wtorek, 30 kwietnia 2013

Ile razy żyjemy?

Podobno mamy wiele żyć… Nasza dusza przenika nasze ziemskie ciało, na krótką chwilę przystrajając się w ziemską powłokę. Podobno zanim przyoblecze maleńką, niewinną i piękną postać dziecka, przygląda się jego rodzicom, ich uczynkom i ich Losowi. Rozmawia z ich pradziadami, krewnymi i zmarłymi. Wszystkimi należącymi do rodu, tymi wykluczonymi i tymi ważnymi, z którymi się liczono. Nikogo nie pomija, bo dla dziecka, którego ciało i los wybierze, ważny jest każdy, którego krew płynąć będzie w jego drobniutkich żyłkach. Dusza dotyka ich wszystkich i podobno świadomie wybiera swój ziemski Los, by odpracować to, co dla niej zamierzone... Dzieciątko, którego ciałko weźmie sobie we władanie, doświadczy wszystkiego, co dla duszy w danym czasie pisane. Będzie z wiekiem brzydnąć lub pięknieć, a przy śmierci rozkwitnie bądź zwiędnie…
z książki "60 sekund"




Dziś myślę, że żyłam milion razy, i milion razy umierałam, z końcem każdego dnia, kiedy zasypiałam...


środa, 24 kwietnia 2013

Bliskość bez zbliżenia, zbliżenie bez bliskości

Dużo było zdrady w zdradzie...Temat trudny, ale żeby nie stał się nudny wierszyk o tych, co to szukają bliskości bez zbliżenia albo zbliżenia bez bliskości.

Myślę, że kiedy jest to, co w zdradzie najbardziej adrelinkowe, czyli sex, potrójna relacja, kłamstwo, tajemnica, to takie spotkanie może właśnie tak wyglądać. Wchodzę cały, ale bez siebie :) Zbliżam się, ale trzymam dystans...


Spotkanie bez siebie

Wejdę dziś do ciebie
choć bez zaproszenia
bez dzień dobry, bez pukania
Wejdę, bo nikt mi nie wzbrania

Wejdę i obejmę, i przytulę ciebie
wejdę mocno i głęboko
na zewnątrz zostawię siebie

Nie będę nic swojego do ciebie zabierać
po co ci moje brudy?
Będą cię uwierać, będą ci przeszkadzać
bardzo cię oszpecą
zrobisz się pusty i brzydki
nikt nie będzie cię kochał

Wejdę dziś do ciebie
ale się nie rozgoszczę
rozejrzę się tylko
szybko się wyniosę

Czemu drzwi nie zamykasz
jak przed nimi stoję?
Chcesz mnie wpuścić do siebie
kiedy tak się boję?

Nie bronisz się przede mną
wejścia mi nie zabraniasz
a przecież ja wejdę bez siebie
i to spotkanie nic nie da!



wtorek, 23 kwietnia 2013

Zdrada i wybór




Podobno życie w wierności jest sprzeczne z naszą naturą. Podobno w erze konsumpcji i seksu na sprzedaż, gdzie człowieka definiuje się przez to, jaką ma pracę albo ile posiada, zdrada przestaje być nienaturalna. Zdrada staje się sposobem budowania poczucia wartości, kiedy w związku trudno, kiedy nudno, kiedy mało albo wcale orgazmów, kiedy mamy kryzys wieku czy kryzys tożsamości...

W dzisiejszym uwolnionym seksualnie świecie, który uwięził człowieka w zarabianie i kupowanie, trudno na temat zdrady mieć jednoznaczne zdanie. Market'owa rzeczywistość krzyczy do nas, że więcej znaczy lepiej. Mamy więcej pracować, żeby więcej kupować. Więcej zarabiać, żeby więcej wydawać: na wciąż nowe, niepotrzebne rzeczy, na nowe, lepsze ciało, na wieczną młodość, na seksualną sprawność...Skoro na co dzień więcej znaczy lepiej, to dlaczego mamy żyć w monogamii? Dlaczego ograniczać się do jednego partnera, skoro potrzebujemy przynajmniej pięciu par letnich butów?

Jeżeli popatrzymy na zdradę przedmiotowo, nie sposób powiedzieć o niej nic ciekawego, prócz tego, że jest. Ale jeśli popatrzymy na zdradę od strony podmiotu, jeśli ugryziemy temat od:
"Ja zdradzam, ja jestem zdradzany"
problem nabiera nowych kształtów, w zależności od perspektywy.

I tu przychodzi do mnie myśl, którą przeczytałam u Stephena R. Covey'a.


A zaraz za tą myślą pojawia się kolejna:
Ile mam wyboru, kiedy zdradzam, a kiedy jestem zdradzany?

Żeby odpowiedź nie była zbyt prosta, dodam, że jak podają medyczne źródła w momencie zakochania wytwarzana jest fenyloetyloamina, która działa na nas podobnie jak amfetamina...


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

...zdrada

...Zdrada jako temat jest fascynująca, bo dyskusja o niej nigdy nie ma końca.
I czy jest dobra, czy zła, możemy się spierać...
Tylko wtedy nie o zdradę chodzi, ale o to, co wybieram...



Ile jest zdrady w zdradzie?



Zdrada... Powiedziano o niej wszystko, a ja gdy mówię "zdrada" w głowie słyszę głos, że "nie wypada"...
I nic więcej na temat zdrady powiedzieć nie umiem, bo temat choć czuję, to go nie rozumiem!

Dlaczego zdradzamy? Bo kochamy, czy nie kochamy? Za mocno, czy wcale? Za mało, czy za dużo?
Zdradzamy z odwagi czy z lęku?
Z kaprysu czy z potrzeby? A może zdradzamy z zemsty? Zdradzamy z siły czy ze słabości? Z dziecinności czy z dojrzałości? Z głupoty czy z ciekawości? Z podłości czy z miłości? Ze zranienia czy z kochania? Z potrzeby dawania czy brania?

Pytań więcej niż odpowiedzi, i choć pytam dzisiaj, i tak nie będę wiedzieć. Bo zdrada jest jak miłość tajemnicza...I jak ludzie, ich rozwój, ich droga, ma przeróżne oblicza...







niedziela, 21 kwietnia 2013

Koniec miłości




Pomówmy lepiej o gwiazdach,
bo nasze twarze zgasły.
I nie ma już w nas księżyca
nie mamy już swojej nazwy...

Pomówmy lepiej o kwiatach,
bo sploty ramion opadły.
I nie ma już w nas łąki
a nasze płatki umarły...

Nie mówmy lepiej o niczym,
bo nie ma już naszych tematów.
Cieszmy się ciszą i sobą
choć nie ma naszego obrazu...

środa, 17 kwietnia 2013

W pogoni za hajem:)

Dziś mój ulubiony temat: haj:)
Bo dziś zadaję sobie pytanie: czy warto żyć w trzeźwości? I nie ograniczam myśli tylko do wolności od papierosów, kawy, trawy, wina... Bo jak sięgniemy do listy środków uzależniających, jest długą i imponująca:

sex
hazard
praca
jedzenie
kupowanie
samokaleczenie

i moje 2 na dziś ulubione: bigoreksja (czyli nadmierna dbałość o tężyznę fizyczną) i miłość.

Myślę sobie, że miłość jako temat uzależnienia jest najtrudniejsza. Bo czym jest miłość? I jaka jest granica pomiędzy zakochaniem a kochaniem? A jak cienka jest nić, która oddziela zakochanie (które przydarzyło się przecież każdemu z nas) od uzależnienia, skoro objawy zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych są niemal identyczne z objawami zakochania?

Czy powinniśmy zatem, od razu jak wykryjemy stan zakochania, pędzić do terapeuty, wróżki, coacha, szamana czy uzdrowiciela i błagać o uwolnienie?

Niektórzy uczeni – jak chociażby doktor Angelique Pas-Vraiment ze szwajcarskiego Institute de Therapie Emotionnelle – twierdzą, że zakochanie wykryte na wczesnym etapie, czyli wówczas, gdy naszego organizmu nie ogarnia jeszcze biochemiczne zauroczenie, jest w pełni wyleczalne, źródło: http://motyl.wordpress.com/2007/12/16/zakochanie-od-strony-naukowej/

Czy zatem w poszukiwaniu trzeźwości mamy ograbiać się z tego daru "miłości" ?

Życie bez haju uwięzione jest w codzienności. Jest takie zwyczajne...Chwile nie różnią się od siebie i łatwo wylatują z pamięci...Dlaczego zatem nie wolno nam się "hajować"? Dlaczego zakazuje tego prawo, moralność, religia, nauka?
I dlaczego człowiek wbrew i na przekór od zawsze poszukiwał tych odmiennych stanów?

Dziś mam tylko jedną odpowiedź: te stany odmienne, te "haje" są częścią naszego życia. Tak jak codzienność. Nie mam sensu ich zwalczać, zaprzeczać... Myślę też, że żal ich nie dopuszczać do doświadczenia...

Tylko niestety umiar jest wskazany - jak na wszystko - także i na "te" stany!




Ale umiar w "hajowaniu" się miłością łatwiej jest zachować tym, którzy w dzieciństwie nakarmieni zostali zdrową relacją. I w miarę gładko przeszli od emocjonalnej zależności od rodzica w dorosłość. Bez głodu nadmiernego, bez przekarmiania. Ale co z biedakami, którzy dostawali raz dużo, raz mało, raz za często i w nadmiarze albo wcale? Jak ma się ustrzec przed hajem taki nieszczęśnik, co wypuszczony został w dorosłość ze znajomością tylko skrajnie poszarpanych od emocji więzi?

Na dziś obawiam się, że niewyposażony, czy niedoposażony w miłość rodzicielską człowiek ma bardzo ograniczony wybór:
albo zależność od "hajowania" się miłością albo bolesny abstynencyjny głód i uwierający trud dyscypliny utrzymania się w trzeźwości...



I na dziś ta niewielka przestrzeń, jaka pozostaje dzieciom kochanym niewystarczająco, wydaje mi się okrutnie dla niech niesprawiedliwa. Głodni miłości, już całe życie uwięzieni będą w neurozie. Skazani na dźwiganie ciężaru: albo uzależnienia albo abstynencji...

A czy wędrując z takim obciążeniem na plecach jest dla nich w ogóle szansa na siłę, potrzebną by wyjść na spotkanie miłości? W pogoni za hajem tracą przecież mnóstwo energii, zapychając wyjące z głodu dziecko byle kim, byle czym, byle szybko. W abstynencji, w lęku przed uzależnieniem tracą siły na "trzymanie" trzeźwości, na kontrolę emocjonalnego głodu. I czy tak czy inaczej, niewiele sił i energii zostaje im na pokonanie trudnej drogi do MIŁOŚCI...A bez tej siły nie sposób do niej dotrzeć...

Tak więc ci kochani za mało albo za dużo rzucają się w miłość zachłannie albo się na nią zamykają. I idą sobie przez życie obciążeni, tak naprawdę wcale jej nie doświadczając...

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Wiersz odnaleziony

Jakiś czas temu - na pewno nie przez przypadek - odnalazłam moje wiersze z wczesnej, burzliwej młodości. Nie zastanawiam się dlaczego przyszły do mnie właśnie teraz, bo jak mówi mój ulubiony kolega Zbyszek, któremu dzisiaj dedykuję ten wpis "Nie ma przypadków, a życie ma sens".

Dziś szkoda mi tylko, że tego "sensu" mamy w życiu tak mało, a na pewno dostrzegamy go za rzadko. Tak, jakbyśmy do życia i jego sensu mogli zostać wezwani tylko kryzysem, tragedią, rozstaniem, stratą, śmiercią...

A jak czytam wiersz, który poniżej, to wzrusza mnie myśl, że nie byłam jeszcze pełnoletnia, a wiedziałam...A potem na wielką część życia zapomniałam! I straciłam moją młodość, przegrałam, przespałam. A może komuś, kto był o nią zazdrosny, oddałam?

Chciałabym mieć tyle siły,
by punkt na horyzoncie życia znaleźć.
Punkt do którego wszyscy dążymy -
- nienamacalny punkt ze sfery wierzeń.

Chciałabym mieć tyle siły,
by cierpienie człowieka zatrzymać
i samotność wystraszyć obcowaniem: z drugim i ze sobą.
I skojarzyć wszystkie świata niewdzięczności,
by je później spalić płomieniem miłości.

Chciałabym mieć tyle siły,
by przeciąć drogę wieczności do szczęścia.
Wielkość ego zamknąć w nieotwieralnej skrzyni serca.
I pokochać wreszcie Jego
w każdym człowieku uwięzionego.

Chciałabym mieć tyle siły,
by życie przenieść w ten spokojny zakątek umysłu,
w to dobro, moje i innych,
by wreszcie szczęściem trysło.

Kazimierza Wielka, 19 września 1996r.



niedziela, 14 kwietnia 2013

Jest już za późno, nie jest za późno ???

Jeżeli przebudzimy się do bycia tutaj, nasze życie roztoczy przed nami ogród możliwości. I dane nam będzie zobaczyć tysiące kwiatów, kuszących zapachem, kształtem, szeptem, który wydają trącane wiatrem.



I z tym widzeniem i przebudzeniem, nasze Ja stanie przed wielkim wyzwaniem: WYBOREM.

Paradoksalnie wolność do życia jest mocno ograniczająca. I zmusza do grzechu. Bo przez konieczność dokonywania wyboru zmuszeni jesteśmy posmakować tylko kilku kwiatów. Nie możemy poznać i doświadczyć całego ogrodu. I większość z nich umrze, zupełnie przez nas nie doświadczona.



I z tej wolności do siebie, z tego wyboru, rodzi się głęboki żal nad życiem. Że takie krótkie, że skończone. I tyle przejdzie obok nas, niedoświadczone...

środa, 10 kwietnia 2013

Dojrzałość

Dziś przyszła do mnie boleśnie dojrzałość... Jak wiecie, jakiś czas temu otworzyłam się na świat, uwolniłam, przebudziłam. Widzę wyraźniej, szerzej. Rzeczywistość dociera do mnie - chyba - wszystkimi zmysłami. To ważne doświadczenie, kiedy wiesz co u Ciebie, szczególnie dla kogoś, kto przez trzydzieści lat był wielkim strzępkiem niczego: pracy, obowiązków, pieniędzy, pogodni za...

Cieszę się z tej dojrzałości i ze wszystkich sił smakuję dorosłość. Karmię się chwilami, które już mniej przeciekają mi przez palce, bo bardziej potrafię je smakować.

Doceniam moją dojrzałość, zdobytą na trudnej i twardej ścieżce do siebie. Doceniam, a jednocześnie mnie złości. Jest drażniąca, uwierająca. Prawdziwie niewygodna! Pytam siebie, dlaczego tak jest? Dlaczego nie potrafię przyjąć mojej dojrzałości z godnością wartą dorosłego człowieka? Czy wolę pomieszanie? Życie na impulsie, na neurotycznym głodzie, na zachciance?

Kiedy powracam do dawnej siebie, mam ochotę krzyknąć NIE! Nigdy więcej! Pomieszanie było skrajnie wyniszczające. Jestem nim już zbyt mocno zmęczona, przesycona!

To dlaczego tak mi niewygodnie z dojrzałością?

Kiedy szukam odpowiedzi na to uwierające pytanie, dochodzę do bardzo niewygodnej odpowiedzi. Dociera do mnie, że dojrzałam troszkę za późno. Obudziłam się, a kiedy przez oczy szeroko otwarte oglądam z zaciekawieniem świat, z tego szerokiego oczu rozwarcia przychodzi do mnie smutna prawda: Jestem w życiu, które urządziłam nie dla siebie... Jestem w dobrym życiu, tylko to życie do mnie nie pasuje.

I teraz stoję na skałach nad przepaścią, jedną nogą przy sobie, drugą w moim urządzonym świecie. Skały powoli się rozjeżdżają, a mi słabną mięśnie. Długo tak nie wytrzymam. I wielkimi krokami zbliża się do mnie czas, żeby zdecydować i dostawić stopę. Bardzo się boję, bo za tym dostawieniem nogi - za tym wyborem - przyjdzie wielki żal, że coś trzeba będzie pożegnać. Coś przekroczy swoją miarę, coś się skończy...

Dziś nie wiem, czy pożegnam siebie, czy moją (nie-moją) rzeczywistość. I z tej niepewności tak mi trudno, tak mi niewygodnie, że chwilami żałuję mojej dojrzałości, bo w pomieszaniu jest mniej, albo wcale, odpowiedzialności!



niedziela, 7 kwietnia 2013

Prawda i porozumienie

Prawda powinna docierać do nas okruszkami, wtedy delikatnie podana, może przeniknąć do nas swą oczywistością i być nam przyjazna. Prawda rzucona jak głazem tylko zrani, rozbije się o nas i odpryśnie kawałkami, raniąc boleśnie także tego, który nam ją w formie kamienia zapodał.

To nie bariera języka, a myślenia, naraża nas na brak porozumienia.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Dar patrzenia

Życie może być najpiękniejszym darem, pod warunkiem, że z uwagą i powagą przyjmujemy to, co do nas przychodzi, a nie rzucamy się zachłannie w przyszłość po więcej.




Popatrz na mnie, jeśli umiesz jeszcze
Popatrz na tonące me źrenice w deszczu
Popatrz na rzęsy, czarne są jeszcze farbą twych włosów
Ciągle istnieją w morzu loków...

Popatrz, deszcz zmywa brud
Nawet czerń przemija, nawet czerwień ust...

Boisz się czasu, który wciąż ucieka?
Czy mocniej lękasz się mnie, bo nie umiem czekać?

Popatrz na mnie, chwila czas zatrzyma
Popatrz z uważnością, z otwartymi oczyma

Popatrz na mnie, póki umiesz jeszcze
Popatrz na mnie choć do końca deszczu...

wtorek, 2 kwietnia 2013

Lęk człowieka

Czy zostanie po mnie jakiś ślad?
Kiedy dziś tak mało jestem wart jako człowiek
bo pogubiłem wszystkie drogi
i biegnę przed siebie bez zrozumienia
potykając się o uczuć kamienie...

Czy zostanie coś dzisiaj po mnie?
Kiedy pragnę nieprzytomnie
przytulić się do kogoś pierwszego
w tym pędzie do nikąd napotkanego
co tak jak ja upada do ziemi bez myślenia...

Czy z mojego dzisiaj coś jeszcze będzie?
Jeśli sił nie znajdę zatrzymać się w pędzie
i nie przystanę, życia w piersi nie wciągnę
i przegram z chwilą dzisiejszą
moją emocji wojnę...

Czy nasze bycie tutaj ma znaczenie w świecie?



A wy współpodróżnicy:
wiecie to, czy czujecie?




Pociąg

Była sobie panieneczka nad wyraz skromna i miła
ale się w życiu swoim troszkę pomyliła
i nie do tego co trzeba pociągu razu pewnego wsiadła
a potem piła, paliła i niezdrowo jadła

A życie jej nie przywłaszczone
pędziło w drugą stronę

Aż pewnego ranka, kacem udręczona
odkryła, że w pociągu siedzi, ale to nie ta strona
i że drogą inną jej dusza podążać musi
zatem trzeba bagaże i siebie
przez okno pociągu wyrzucić

I uwierzyła, że w tym odkrywczym pędzie
pociąg jadący drogą właściwą
wkrótce dla niej przybędzie
i nie pomyli się nigdy więcej

A życie jej przywłaszczone
pojedzie we właściwą stronę