niedziela, 17 marca 2013

Miłość jako przynależność...



Czy kochać, to znaczy przynależeć do drugiego?
Przecież kochając, oddajemy część siebie, a kochając bez pamięci, potrafimy siebie zatracić?

Niesieni pożądaniem łatwo dajemy się złapać w miłosną pułapkę, i kiedy kochamy szczerze, trudno nam się oprzeć próżnej pokusie, żeby choć delikatnie, z największą czułością, tak tylko troszeczkę, naprawiać Ukochanego. Niestety naprawianie ludzi nigdy nie jest dobrym pomysłem, a przymierzanie się do siły, która do nas nie należy, nie może skończyć się pomyślnie.

Wzmocnieni intencją najczystszych zamiarów, zazwyczaj czynimy najgorzej...

1 komentarz:

  1. Wszak kochając, kochając naprawdę - akceptujemy i wady ukochanej osoby.
    Bo jeśli widzimy tylko wspaniałości i zalety - to jeno pożądanie...
    A pożądając - chcemy mieć na własność, a na własność chcemy mieć ideał, a ideał wad mieć nie powinien, więc... bierzmy się za naprawianie.
    I wszystko niszczymy.
    Dlaczego? Bo drugiego człowieka zmienić nie sposób na własną modłę.
    Choć... on sam się zmienić może, zmienić dla nas. Gdy i on kocha!
    I takich zmian życzę, zmian z miłości płynących.
    Tobie Olu. I sobie. I wszystkim.

    OdpowiedzUsuń