UWOLNIĆ SIĘ DO SIEBIE… Rzadko komu wystarcza dzielności by zajrzeć do środka, głęboko, a to ze strachu, że nie spotka tam nikogo, kto zasługiwałby na miłość. Dlatego żyjemy tak, jakby TAM nikogo nie było, zastępując samych siebie rodzicami, dziećmi, partnerami i innymi zewnętrznościami. W obawie przed uświadomieniem, wnętrze pozostawiamy niezgłębione. Żyjąc nieprawdziwie omijamy siebie w przeświadczeniu, że się nie boimy. Wybieramy lęk nieoswojony, nie dopuszczony do świadomości, kotłujący się w umyśle i kuszący wampiry.
Poszerzanie zdolności widzenia i bycia przy sobie wymaga odpowiedzialności, a ta domaga się dzielności. Ale w oswajaniu lęku dzielność będzie nam pomocna tylko, jeżeli wcześniej dopuścimy go do życia, zauważymy. Po co zatem nakładać na siebie tę ciężką zbroję odwagi, kiedy i tak nie ma mocy uchronić nas przed trupią twarzą? Po co, skoro lęk to zawsze lęk: uświadomiony czy nie, i tak straszy. A przecież życie, choć mniej widoczne, lżejsze jest jeżeli zdejmiemy z siebie ciężar odpowiedzialności...
...bo śmierć ścina wszystkim, wszystkich czaszkę zabiera
nawet jeśli głowa niemyśląca nikogo nie uwiera!
Śpiącym, śniącym, drzemiącym nigdy nie daruje
tyle, że tych PRZEBUDZONYCH, śmierć nie zaskakuje :)
We wnętrzu każdego, choć o tym nie wiemy
OdpowiedzUsuńjest skryty skarb, skarb nie byle jaki!
Bezcenny gdy za życia go odkryjemy,
bo po śmierci... zjedzą go robaki.
;)
Tak, dlatego myślę, trzeba spieszyć się odkryć ten skarb zanim będzie za późno, bo tak naprawdę nie mamy pojęcia, ile czasu nam zostało. I tak myślę sobie, że ten skarb ukryty jest w teraźniejszości, w naszym TUTAJ. W tym, jak rano wstajemy i witamy się ze światem, w tym, jak witamy się z bliskimi i jak odnosimy się do ludzi, z którymi dziś los skrzyżował nasze drogi. W tym co i jak jemy, jak dbamy o siebie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że łatwo można się przekonać o tym, jaki był nasz dzień i jaka była nasza obecność i uważność. Wystarczy przyjrzeć się myślom, jakie rodzą się w naszej głowie przed zaśnięciem :)